Ze względu na dużą ilość komentarzy pod artykułem dotyczącym projektu deregulacji zawodów w branży turystycznej, który przedstawiło Ministerstwo Sprawiedliwości, postanowiłem opublikować także moją opinię w tym temacie. Ponieważ temperatura sporu jest bardzo wysoko prosiłbym z góry o uszanowanie mojego prawa do własnej opinii.
Popieram intencje Ministra Gowina w zakresie planów związanych z częściową deregulacją dostępu do takich zawodów jak pilot wycieczek lub przewodnik turystyczny. Uważam, że istniejące regulacje stwarzają faktyczną zaporę w dostępie do tych profesji, a jej uciążliwość dla kandydatów nie jest moim zdaniem uzasadniona koniecznością zapewnienia odpowiedniego poziomu usług, takiego który nie może zostać wypracowany poprzez normalne reguły wolnego rynku. Co więcej, moim zdaniem, istniejący poziom regulacji zawodów w branży turystycznej nie zapewnia wysokiego poziomu usług dlatego istnienie tej zapory w dalszym ciągu jest nieuzasadnione.
Rozumiem rozgoryczenie osób, które poświęciły wiele swojego czasu i pieniędzy aby uzyskać konieczne jak dotąd uprawnienia ale niestety fakt, iż tak się stało nie może na zawsze blokować możliwości zmian. Uzyskanie uprawnień pilota wycieczek czy przewodnika turystycznego pozwoliło na zdobycie odpowiednich kwalifikacji i pozwoliło wykonywać zawód w czasie gdy był on regulowany. Nie każdy jednak musi przejść szkolenie i zdać egzamin aby być dobrym pilotem lub przewodnikiem (wiedzę tę może wynosić z innych źródeł) oraz nie każdy kto szkolenie ukończył i zdał egzamin będzie dobrym pilotem lub przewodnikiem. Uważam, że posiadanie uprawnień jest przewagą dla pilotów i przewodników działających na wolnym rynku usług, która jeszcze długo będzie procentować. Wystarczy wskazać komentarze właścicieli biur podróży, którzy dają pierwszeństwo przy zatrudnieniu osobom z odpowiednią „licencją”. Dobry pilot wycieczek lub przewodnik turystyczny z uprawnieniami będzie nadal moim zdaniem pierwszy w wyścigu o klienta i nie ma się czego obawiać.
Na koniec zastrzegam jeszcze raz, że jest to jedynie moja opinia na temat samej koncepcji deregulacji i nie odnoszę się do konkretnych rozwiązań zaproponowanych przez Ministra Sprawiedliwości.
Lech Rugała
14 marca, 2012
Moja opinia jest dość zbliżona. Otóż uważam, że zawód przewodnika powinien znaleźć się wśród wolnych zawodów, takich jak np. dziennikarz, aktor, artysta, prelegent czy publicysta itd. Żadnych ingerencji państwa w rodzaju nadawanie uprawnień i ich kontrola, wymóg noszenia identyfikatorów itd. Przy czym licencjonowani przewodnicy turystyczni niech sobie oczywiście nadal istnieją. Jak zechcą niech się łączą w stowarzyszenia określając wysokie progi przyznawania swoich licencji, wyznaczają obszar i zakres swojej działalności itd. Niezależnie od nich niech działają na rynku niezrzeszeni przewodnicy nielicencjonowani oferujący swoje usługi turystom. Niech takich stowarzyszeń będzie kilka. I oni wszyscy niech się różnią profilem usług i ceną. To tylko wyjdzie na korzyść turystom. Każda sztuczna regulacja rynku, każdy przymus posiadania licencji prowadzi do zniszczenia wolnej konkurencji, a w efekcie – do spadku jakości usług. Rynek sam zweryfikuje zapotrzebowanie na przewodników z licencją (nadawaną przez renomowane organizacje, a nie na poziomie państwowym) i tych bez licencji.
Obecnie wg kodeksu wykroczeń zadania przewodnika turystycznego mogą wykonywać tylko osoby posiadające formalne uprawnienia, a wykonywanie tych zadań bez stosownych uprawnień zagrożone jest sankcjami karnymi ograniczenia wolności lub grzywny. Problemem jest często praktyczny brak możliwości uzyskania takich uprawnień. Jest bowiem wiele rejonów kraju, gdzie kursy przewodnickie organizuje się raz na kilka lat lub nie organizuje ich wcale. Zniesienie obowiązku odbycia kursu i uzyskania państwowych licencji pozwoli na to, że np. miejscowi pasjonaci i regionaliści będą mogli bez przeszkód świadczyć usługi przewodnickie. To niewątpliwie w jakimś stopniu może wpłynąć na zmniejszenie bezrobocia, a jednocześnie otworzy turystom pełniejszy dostęp do usług.
Kolejnym pozytywnym skutkiem zniesienia przewodnickich licencji może być powrót na szlaki turystyki, zwłaszcza młodzieżowej, organizowanej społecznie, która padła na skutek wprowadzenia przewodnickiego przymusu na znacznych obszarach kraju, szczególnie turystycznie atrakcyjnych. Z powodu tego przymusu społeczna kadra stowarzyszeń zajmujących się programowo turystyką, jak m.in. PTTK, ZHP, PTT itp., została pozbawiona możliwości legalnego prowadzenia wycieczek organizowanych na zasadach „non profit”. Na skutek zniesienia administracyjnego nakazu wynajmowania przewodnika zmniejszy się nieco zapotrzebowanie na niektóre usługi przewodnickie, jednak kiedy turystyka społeczna się odrodzi, to niewątpliwie napędzi koniunkturę i zyska gastronomia, przewoźnicy, hotelarstwo, wytwórcy pamiątek itp. A to z kolei stworzy dodatkowe miejsca pracy.
Andrzej
14 marca, 2012
Gość wie o czym pisze.
Awal
15 marca, 2012
Panie Lechu: Nie matura, lecz chęć szczera…już skądś to znamy.
Jarek
16 marca, 2012
A bezpieczeństwo wycieczek w górach? Co? Ma być sprawdzane empirycznie???
Krzysztof Wilk
16 marca, 2012
Odnośnie przewodników górskich proponowane zmiany nie idą chyba zbyt daleko.
Lech Rugała
9 kwietnia, 2012
A co ma być sprawdzane empirycznie na łatwych szlakach spacerowych, które zawłaszczyli sobie przewodnicy górscy na wyłączność na niemal całym południowym obszarze Polski? Polskie określenie „przewodnik górski” ma się nijak do regulowanych w niektórych krajach alpejskich działalności typu Bergführer czy mountain guide. Tam chodzi o uprawianie alpinizmu, z elementami wspinaczki albo narciarstwa wysokogórskiego, a u nas po prostu o działalność przewodnicką na całych obszarach kraju, gdzie występują pasma gór, także średnich czy niskich oraz pogórzy a nawet terenów na przedpolu gór takich jak Przedgórze Sudeckie.
Polscy przewodnicy zakwalifikowani jako „górscy” specjalizują się głównie w pilotowaniu autokarów i oprowadzaniu grup turystycznych po miastach i obiektach zabytkowych położonych w regionach górskich i podgórskich, na co jest wywierany szczególny nacisk na kilkuletnich kursach i z czego zdają szczegółowe egzaminy. W efekcie zadania polskiego tzw. przewodnika górskiego to w większości oprowadzanie po górskich kurortach, trasach spacerowych i ogólnodostępnych publicznych szlakach znakowanych, gdzie zagrożenie zdrowia publicznego lub bezpieczeństwa konsumenta nie jest większe, niż np. w dużych aglomeracjach miejskich. Jeśli mamy mieć w Polsce „przewodników górskich” – jako zawód regulowany – to niech będą oni naprawdę górskimi, a nie pilotami – krajoznawcami.
Należy wprowadzić jednolite pojęcie „przewodnika górskiego”, który powinien posiadać umiejętność prowadzenia ludzi po każdych górach zarówno latem i zimą. Konieczne jest tu zlikwidowanie bezsensownego podziału na przewodników beskidzkich, tatrzańskich i sudeckich. Należy dokonać podziału na przewodników górskich prowadzących górskimi drogami i szlakami turystycznymi, oraz przewodników wysokogórskich prowadzących trasami wspinaczkowymi poza szlakami, po lodowcach itp. W krajach alpejskich działają przewodnicy górscy UIMLA oraz przewodnicy wysokogórscy UIAGM, którzy się na wzajem uzupełniają. Dlaczego nie może tak być też w Polsce?
Awal
25 marca, 2012
Autor nie dostrzega jednak pewnego aspektu deregulacji zawodów turystycznych: o ile dobry pilot nie musi czuć się zagrożony ze strony nielicencjonowanego konkurenta, o tyle przewodnik, nawet najlepszy, może utracić znaczną część swoich zarobków jeśli biura podróży (zarówno polskie jak i zagraniczne) zaczną, głównie dla oszczędności, powierzać zadania przewodnickie pilotom. Czy zwiększy to jakość obsługi? Wątpię, natomiast na pewno powiększy marżę zysku pośrednika.
Lech Rugała
9 kwietnia, 2012
Trzeba jednak dostrzec korzystny aspekt deregulacji. Obecnie organizator turystyki ma narzucony przez państwo obowiązek wynajmowania oprócz pilota także dodatkowo lokalnych przewodników z uprawnieniami na dany teren, co znacznie podwyższa koszty. Często organizowanie takich drogich imprez po prostu się nie kalkuluje. Traci na tym rynek. Deregulacja uruchomi mechanizmy wolnorynkowe i ostatecznie bilans wyjdzie na plus.
Roman przewodnik
12 kwietnia, 2012
Awal. Weź jednak pod uwagę takie kuriozalne i bardzo częste sytuacje kiedy pilot jest równocześnie przewodnikiem na jakąś górską grupę i jest pozbawiony możliwości prowadzenia grupy po trasach innych grup górskich które najczęściej, co najmnie dobrze zna, bo jak pisze pan Lech i ma rację są one popularnymi deptakami. Proszę mi wybaczyć ale ciągle nie mogę się otrząsnąć kiedy widzę tę pogardę w oczach i słyszę często w słowach dla nas przewodników beskidkich doznawanych od tych z rodowodem arystokratycznym -tatrzańskich – z jaką się spotykam w tatrzańskich dolinkach. Wiem że nie dotyczy to wszystkich ale jest ich na tyle dużo że że na słowo kolego mimo że nosze certyfikat nie mogę się doczekać, nigdy jednak mimo wszystko, kolega przewodnik tatrzański nie zapomni mi upchać mimochodem na jakie nieprzyjemności narażają się ci którzy prowadzą grupę w dolinę którą ja i mnie podobni znają jak właną uliczkę. Reasumując koniecznie znieść podział przewodników górskich na grupy to anachronizm, bezsensowność i niech ustawodawca nie daje się nabrać na zagrożenia bo to po prostu nie prawda.